poniedziałek, 3 czerwca 2013

Four - I promise.

        - Chodź - odwrócił się w jej stronę i poklepał miejsce obok siebie. Spojrzała na niego i podeszła bliżej, siadając tuż obok. 
- Rodzice Cię szukają - zerknęła na niego kątem oka. Uśmiechał się. Patrzył w niebo i liczył gwiazdy, z nadzieją, że któraś z nich spadnie i będzie miał szanse na życzenie. Robił tak co wieczór.
- Alyson? - Zwrócił się w kierunku brunetki.
- Tak? 
- Obiecasz mi coś? - Zapytał. Przytaknęła. - Obiecaj, że nigdy o mnie nie zapomnisz. Choćby nie wiem co się stało, ja nigdy nie odejdę. Zawsze będę obok. - Zapewnił. 
- Obiecuję - szepnęła. 
- Nigdy od niczego nie uciekaj i o nic się nie martw. Zawsze będę Cię chronił - uśmiechnął się lekko do niej i musnął jej czoło. 
On już wtedy wiedział... 

        - A może to on? - Justin szturchnął ją delikatnie łokciem, aby wybudzić z transu.
- Kto?
- John - uniósł brwi - To jego sprawka. Zrobił to specjalnie. Może to jedyna rzecz, jaka sprawi, że się uśmiechniesz. - Szepnął do jej ucha.
- Dlaczego mówisz o nim jakbyś wiedział co on by zrobił i co by powiedział? - Odwróciła głowę i napotkała jego oczy, które tak intensywnie wpatrywały się w jej.
- Bo ty piszesz o nim tak, jakby nadal żył. 
- Bo żyje - zapewniła, spuszczając wzrok. - W moim sercu i w mojej głowie - uśmiechnęła się lekko na samą myśl o bracie.
        Chwycił jej podbródek i uniósł ku górze.
- Pierwszy raz się uśmiechnęłaś - zauważył. - Czy to nie wystarczający dowód? - uniósł brwi, oczekując szybkiej odpowiedzi. Ale Alyson wyrwała się z jego uścisku, rzucając mu gniewne spojrzenie, cofnęła się kilka kroków i usiadła na zimnym asfalcie. Cisza trwała między nimi bardzo długo. 
        Dlaczego Justin Bieber widzi w niej szczegóły, których nawet nie widział jej brat, którego kochała ponad wszystko na świecie? 
        Dlaczego Alyson Carter działała na niego jak jeszcze nikt inny? Dlaczego sprawiała, że żył w zupełnie innym świecie?  Mogłaby robić dużo dobrych rzeczy, mogłaby żyć pełnią życia, mogłaby osiągnąć sukces. A tym czasem siedzi w tym mieście nie mając żadnych zamiarów się stąd ruszyć.
        Chłopak podszedł i usiadł blisko niej. Alyson położyła się, nie odrywając wzroku od gwiazd. 
         Czego on od niej chciał? Po co zawraca sobie nią głowę? I to jeszcze w inny sposób, niż każdy z chłopaków, których poznała? Czasami chciała cofnąć czas i zapobiec wszystkiemu co było złe. Chciała znów być tą energiczną i pełną życia dziewczyną. I być może byłaby taka do tej pory, gdyby nie fakt, że brat wpakował się w takie gówno, za które jej również przyszło płacić.
         Ale to nie jest czas na zadawanie tych niepotrzebnych pytań, na które i tak nie poznamy odpowiedzi. Nigdy(?)
- Dlaczego nigdy nie zadajesz pytań? - Spojrzał na nią, unosząc brwi.
- Bo mnie nie obchodzisz - zironizowała, przymrużając oczy.
- Czemu nie może być między nami normalnie?
- Bo ja nie jestem normalna, Justin - szepnęła, jakby była to najzwyklejsza rzecz na świecie. Alyson zawsze wiedziała, że bardzo różni się od swoich rówieśników, ale nigdy nad tym nie rozpaczała. Ten fakt nawet ją uszczęśliwiał. 
          Poczuła, że jej powieki robią się strasznie ciężkie i nie czekając dłużej - zamknęła je. Justin położył się tuż obok niej. Bacznie studiował jej twarz i kiedy usłyszał ciche pochrapywanie wydobywające się z jej ust, uśmiechnął się lekko.
 ~&~
         Na dworze wciąż panował mrok a miasto było jedynie oświetlane przez latarnie.
         Powoli uniosła powieki ku górze i wzdrygnęła się, czując coś ciepłego pod sobą. Podniosła głowę i kiedy zorientowała się, że spała na torsie Justina, zakryła usta dłonią. 
- Wstawaj - warknęła, szarpiąc jego rękę. Chłopak mruczał coś pod nosem, aż w końcu otworzył oczy, ziewając cicho. 
- Jesteś nienormalny? 
- Co? - Uniósł brwi, podbierając się na łokciach. 
- Jest noc. I nie wiem czy wiesz, ale zamiast próbować wydostać się stąd, po prostu zasnąłeś! - Oburzyła się, wyrzucając ręce w powietrze. 
          Justin zaśmiał się, widząc jej wyraz twarzy. Uniósł się do pozycji siedzącej. 
- Nie, to Ty zasnęłaś - wzruszył ramionami, wstając - Poza tym, jest wyjście. 
- Nie, nie ma
- Jest
- Nie ma! Drzwi są zamknięte, idioto! - Syknęła, wskazując ręką na metalową klamkę. 
- Nie chodzi mi o drzwi - Mówił, najwyraźniej rozbawiony całą sytuacją. 
          Obrócił się i ruszył z miejsca, podchodząc do drewnianej klapy. Chwycił srebrną, okrągłą rączkę i mocno za nią pociągnął. Klapa wydała charakterystyczny dźwięk i uniosła się ku górze. 
- Jakim cudem jej nie zauważyłam? - Zapytała, podchodząc bliżej. Justin wzruszył ramionami. 
          Schyliła się i zamiast zupełniej czarnej dziury, zauważyła starą, zardzewiałą drabinę.
- Chyba żartujesz - prychnął Justin, kiedy spojrzała na niego jednoznacznie.
- Ja nie mam zamiaru spędzić tu ani chwili dłużej - wzruszyła ramionami i usiadła, spuszczając nogi w dół, wzdłuż dziury.
         Chwyciła drabinę po bokach i postawiła stopę na pierwszym szczebelku.
- Czekaj! - chłopak próbował zatrzymać ją na siłę. - Mam klaustrofobie - wysyczał.
- Co mnie to obchodzi, Bieber - warknęła, stawiając kolejne kroczki. Justin westchnął ciężko i patrzył na wyczyny dziewczyny, podpierając ręce na kolanach.
- Nie zrobię tego - wzruszył ramionami i zobaczył, że głowa dziewczyny całkiem znika z pola widzenia. - Kurwa,kurwa,kurwa - syknął do siebie i odwrócił swoją sylwetkę, chwytając się drabiny - Zapłacisz mi za to - krzyknął w dół.
            Niepewnie stawiał stopy na pojedynczych, zardzewiałych szczebelkach.
- Nawet nie wiesz dokąd to prowadzi - wykrzyczał, będąc co najmniej 7 schodków przed nią. Nie usłyszał odpowiedzi ze strony dziewczyny. Kurczowo trzymał się śliskiej drabiny, oddychając głośno. Z jego ust co chwile wypadały jakieś przekleństwa, sygnalizujące o jego zdenerwowaniu.
             Będąc już przy samym końcu, przymknął powieki i zsunął nogi w dół. Puścił rękoma szczeble i zeskoczył.
- Cholera - syknął.
- Dłużej się nie dało? - Spytała, siedząc na czerwonym foteliku i ziewając niecierpliwie.
           Justin rozejrzał się po dużym, ciemnym pomieszczeniu. Wszędzie były takiego samego wyglądu krzesełka, a na przeciwko niego ogromna scena, na której codziennie odbywały się różnego rodzaju występy i koncerty. Wszelkie światła były zgaszone, więc mało mógł zobaczyć.
- A więc tak to wygląda - szepnął do siebie z nieukrywanym zachwytem. Alyson przewróciła oczami i wstała.
- Okej, chodźmy stąd - rozkazała, szarpiąc za klamkę.
- Te są zamknięte. Ewakuacyjne są otwarte - wychrypiał, drapiąc się nerwowo po skroni. Jeszcze co chwile przechodziły go dreszcze, przez strach, który towarzyszył mi kilka chwil temu. Kiedy Justin miał 7 lat, jego kuzyn zamknął go w pudle na zabawki i od tej pory panicznie boi się małych i ciasnych pomieszczeń.
- Idziesz? - Zapytała, podążając ku drzwiom. Justin wzruszył ramionami od niechcenia i ruszył za dziewczyną.
           Chciał się do niej zbliżyć. Czuł potrzebę bycia obok niej cały czas. Chciał zapytać ją o tak wiele rzeczy. Potrzebował wyjaśnienia i zdefiniowania słów, które wyczytał z jej dziennika a kompletnie ich nie zrozumiał - a było ich sporo. Cholernie bolało go to odrzucanie z jej strony. Nie rozumiał tego. Nie potrafił wyjaśnić, ani tym bardziej zaakceptować. Nie wiedział kim był John Carter, oprócz tego, że znaczył dla niej bardzo dużo i to właśnie na nim bazowało jej całe życie. Nie znał powodu jego śmierci. Przeczytał bardzo dużo, lecz wciąż czuł ten niedosyt.
            Dokładnie obserwował jej ruchy, gesty. Patrzył na jej pełne, malinowe usta, kiedy mówiła. Nawet jeżeli były to obelgi lub obraza - a najczęściej tak było. Sądził, że będzie umiał czytać pomiędzy wierszami. Chciał ją rozgryźć, rozszyfrować. Ale z każdą minutą, słowem wątpił czy to kiedykolwiek się uda.
- O ile się założyłeś? - Zapytała, budząc go z ciągłych przemyśleń. I choć tak naprawdę nie odrywał od niej wzroku to i tak nie słuchał.
- Ss-Słucham? - Zająknął się, sądząc, że się przesłyszał.
- Pytam o ile się założyłeś z kolegami, o to, czy się z Tobą umówię czy też nie - Powtórzyła, szepcząc.
             Wyszła przez wielkie, szare drzwi, którymi wcześniej wchodziła i od razu ogarnęło ją dziwne uczucie. Ziewnęła ociężale, idąc prosto w stronę ulicy.
- Kim ty do cholery myślisz, że jesteś?! - wybuchnął nagle. Niepohamowane i niespodziewane słowa wydobyły się z jego ust i już nie dało się tego cofnąć. Ale czy ich pożałował?
- To ja tutaj zadaję pytania - Alyson przystanęła, patrząc na niego dokładnie. Całkowicie zignorowała jego nagły wybuch, jakby to nigdy się nie wydarzyło.
               Justin Bieber też krył tajemnicę. Też miał jakąś przeszłość. Dlaczego się tu wyprowadził? Dlaczego znalazł się tu jakby znikąd? Co do cholery, Justin...
               Chłopak pokręcił z głową z niedowierzaniem i odwrócił się w zupełnie przeciwną stronę. Pytanie dziewczyny wbiło mu nóż w serce. Centralnie w sam jego środek. Tylko pytanie.... Dlaczego?
               Alyson lekko zdezorientowana, przewróciła oczami i w duchu ucieszona, iż została w końcu sama, ruszyła środkiem ulicy w kierunku swojego domu.
               Nim dziewczyna się zorientowała wiatr, który wiał dość mocno jeszcze bardziej wzmógł się a z nieba zaczął lać obfity deszcz. Jakby nigdy nic, po prostu lało. Zimne krople deszczu spływały po jej idealnych, kasztanowych włosach i smukłej twarzy. Przystanęła na moment unosząc głowę ku górze. Oddychała głęboko i przymknęła powieki.
              Z lekko przymrużonymi oczami skręciła w zupełnie zaciemnioną uliczkę. Szła pewnie stawiając kroki i już miała skręcić ponownie, kiedy poczuła ciężar przygniatający jej ciało do chłodnej ściany. Pisk, który wydobył się z jej ust, był całkowicie nieplanowany i nawet nie wiedziała dlaczego krzyknęła. Przecież nie bała się. Czyjaś dłoń automatycznie zakryła jej usta.
- Stęskniłaś się za mną Carter? - Usłyszała męski, zachrypnięty głos. Człowiek, który odebrał życie jej brata, stał kilka centymetrów przed jej twarzą i patrzył na nią z wyższością. - Kiedy ostatni raz się widzieliśmy? - Przygniótł ją bardziej i naparł na nią swoim ciałem. Zsunął rękę z jej ust, która natychmiast powędrowała na jej pośladki. Ścisnął je mocno, a jej oczy momentalnie otworzyły się szerzej. - Dwa lata czekałem i tym razem już jesteś MOJĄ Alyson - Syknął. Stała jak wryta patrząc na niego z niedowierzaniem. Nick Somers? Tutaj? Czy to rzeczywiście ten sam człowiek? Czy to sen do cholery? Alyson Carter, zrób coś...


Od autorki: Przepraszam, że tak długo to trwało, no ale cóż. I rozdział jest krótszy niż inne, ale nie miałam pomysłu jak go rozpisać. OBIECUJĘ, że następny pojawi się do piątku. I będzie o wiele, wiele dłuższy. Kocham Was i dziękuję za miłe słowa.


@thankforlovato

sobota, 27 kwietnia 2013

Three - Eyes.

           Analizując dokładnie wcześniejsze słowa, błądziła wzrokiem po jego twarzy. 
        Szybkim krokiem zerwała się w stronę łóżka, na którym leżała jej torba. W ekspresowym tempie wyrzuciła całą jej zawartość na pościel. 
- Jak? - zapytała, kiedy zorientowała się, że dziennika nie ma pomiędzy książkami. 
        Całe jej życie zapisane w pamiętniku, który prowadziła co dnia. Każde błędy i upadki. Każde wspomnienie. Wszystkie emocje przelewała na białą kartkę. 
- Zostawiłaś go przy drzewie - wzruszył ramionami, tak po prostu, jak gdyby nigdy nic.
          Pokręciła głową z niedowierzaniem, otworzyła szeroko swoje drewniane drzwi i skierowała się w stronę schodów.
- Idziesz? - zawołała, będąc w połowie marmurowych szczebli.
          Chłopak ruszył z miejsca i zszedł z dziewczyną na dół.
          Ubrała czarne trampki i chwyciła do ręki swoją skórzaną kurtkę.
          Oboje wyszli z domu.
- Nawet nie powiedziałaś, że wychodzisz - wskazał palcem na drzwi, kiedy byli już za furtką. - Przecież jest późno.
- Ich to nie obchodzi - szepnęła obojętnie.
- Jak to?
          Wzruszyła tylko ramionami, nie czując, iż jest zobowiązana do tłumaczenia się przed chłopakiem.
- Gdzie idziemy? - pytająco spojrzał na brunetkę.
- A gdzie mieszkasz?
- Na Rodeo Drive 
- Gdzie to?
- Pomiędzy Wilshire Boulevard a Santa Monica Boulevard - rzucił, kompletnie zdezorientowany. 
          Dzielnica na której mieszkał chłopak była znana w całym mieście. Była to albowiem najdroższa dzielnica w Saskatoon. Był bardzo zdziwiony, kiedy dowiedział się, że dziewczyna kompletnie nie zna tego miejsca. 
- No to idziemy do Ciebie - poinformowała krótko, skręcając w kolejną uliczkę.
- Przecież nie wiedziałaś gdzie to jest. - zauważył, kiedy po raz kolejny go zaskoczyła, bo o dziwo szła w dobrą stronę. Fart?
- Ale wiem gdzie jest Santa Monica - westchnęła, zmęczona nudną rozmową. 
           Chłopak wypytując o te wszystkie dziwne rzeczy był dla niej jak dziecko. 
           Cały czas szli w ciszy. Alyson to w zupełności pasowało, a Justina zaczęło to irytować. Nie wiedział co ona właściwie miała na myśli mówiąc ' idziemy do Ciebie ' ale wolał już to przemilczeć. 
            Kiedy znaleźli się blisko jego jednorodzinnego domku, wyprzedził dziewczynę. Skręcił na swoje podwórko, otwierając furtkę i puścił Carter przodem. Wyjął klucze i otworzył drzwi, zapraszając ją do środka. Pewnym krokiem weszła wgłąb kremowego i zadbanego domu. 
- Gdzie Twój pokój? - zapytała, odwracając głowę w jego stronę. 
- Ale.. - zająknął się.
- Pytałam się GDZIE TWÓJ POKÓJ DO CHOLERY? - powtórzyła, krzycząc. Nieważne, że nie była u siebie. Krzyczała, ponieważ w jego rękach było jej całe życie, a on nawet o tym nie wiedział.
- Fioletowe drzwi - mruknął. 
             Odwróciła się na pięcie i szła wzdłuż długiego korytarza. Kiedy odnalazła swój cel, weszła szybko do pomieszczenia i z hukiem otwierała wszystkie szafki po kolei. Nie zważając, że właśnie z małej, cichej, spokojnej i dobrej dziewczynki, jaką na pozór była stała się potworem. 
             Chłopak słysząc hałas, bez namysłu pobiegł do swojego pokoju.
- Co do cholery? - krzyknął, kiedy właśnie wyrzucała jego rzeczy z szafki. Cały czas rozglądała się wokół, otwierała szuflady, wywalała książki. Każdy inny pomyślałby, że jest umysłowo chora, ale nie on... Nie znał jej, jednocześnie wiedział o niej wszystko. Nie oszczędził sobie ani jednego słowa, czytając notatki Alyson. 
- Oddawaj go - odwróciła się w jego stronę, szepcząc. Prawie zawsze szeptała. Uważała, że to najbardziej skuteczna metoda, tak po prostu. Nawet kiedy była wściekła, zła, sfrustrowana, smutna, wesoła, szczęśliwa - zawsze szeptała. 
           Całe pomieszczenie było rozwalone do góry nogami. Nie obchodziło ją to, co może o niej pomyśleć. Czy może to komuś powiedzieć, albo się z niej śmiać. Po prostu miała to gdzieś. 
            Justin milczał i oparty o framugę drzwi, z troską patrzył na dziewczynę. A ona widząc to, zaczęła ponownie grzebać w jego rzeczach, wywalając wszystko na ziemie. Całą frustrację wyładowywała na meblach, jakkolwiek to brzmi. Wciąż nie mogąc znaleźć dziennika. 
             Chłopak podszedł do niej bliżej. Kiedy odwróciła się i znów chciała wyrzucić coś na podłogę, złapał ją za dwa nadgarstki i przysunął do siebie. Kiedy usłyszał, że cicho syknęła z bólu, rozluźnił uścisk - lecz nadal trzymał ją blisko siebie.
              Dziewczyna automatycznie przestała oddychać. Nigdy nikt jej nie dotykał, jakkolwiek to brzmi. Dotyk był dla niej czymś obcym. Czując ciepłe dłonie chłopaka, przechodziły ją dreszcze. 
- Uspokój się, Alyson - powiedział cicho i przytulił ją do swojej klatki piersiowej. Trzymał ją mocno przy sobie, jakby potrzebował jej bliskości, mimo wszystko. Wierciła się, bo w końcu nic nie robi się bez jej zgody. Ale nie mogła wyrwać się z jego mocnego uścisku.
              Uspokoiła się po chwili, ale nie odwzajemniła gestu chłopaka. Pragnęła by dał jej spokój. Kiedy poczuła, że wypuszcza ją z objęć, od razu wymierzyła mu siarczysty policzek. Justin czując pieczenie, złapał się za lewy polik, przechylając głowę -niewątpliwie zabolało.
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj - syknęła. - Oddaj mi go - rozkazała. 
- A co jeżeli nie? - sprzeciwił się. Alyson usiadła na jego łóżku, informując, że nie wyjdzie stąd, dopóki nie odzyska swojej własności. 
- I tak już go przeczytałeś. Całego - zauważyła. - Więc po co Ci on jeszcze? - zapytała, nadal rozglądając się po pokoju. 
- Jak będę opowiadał o Tobie to wszystko innym ludziom, muszę mieć dowody, prawda piękna? - zaśmiał się cicho, ukazując przy tym rząd białych, równych zębów. 
               Alyson dobrze wiedziała, że on nie mówi tego na poważnie i tylko próbuje ją zdenerwować. Znała się na ludziach. A gdyby się pomyliła - choć to nie możliwe - to wtedy bez wątpienia by go zabiła. Gołymi rękoma. 
- Kim był John? - Zapytał po krótkiej chwili ciszy. 
- Jaki ty masz tupet... - pokręciła z niedowierzaniem głową. 
- Z pewnością - mruknął cicho. - Wiesz, że ja wiem, że Ty wiesz, że ja wiem wszystko, prawda piękna? 
- Robisz to bo nie chciałam pójść z Tobą do tego cholernego kina, prawda? - przekręciła teatralnie oczami.
- Nie - odpowiedział krótko. 
- Wszyscy jesteście tacy sami - mruknęła, wstając z miejsca. - Alyson, pójdziesz ze mną gdzieś dziś wieczorem? Pięknie dziś wyglądasz... Mmm, Alyson Carter, mam na Ciebie ochotę. Zrobię wszystko by Cię zdobyć... - Chodziła w te i we w te, wyliczając na palcach, wszystkie teksty na podryw, jakie usłyszała - a przynajmniej jakie zapamiętała, bo bez wątpienia było ich dużo. - Może wyskoczymy gdzieś razem? Jesteś taka pociągająca... Mówił Ci ktoś, że jesteś najpiękniejszą i najseksowniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek spotkałem? Jesteś śliczna, Alyson Carter. Alyson to, Alyson tamto... - Kontynuowała. 
- Oczy - przerwał jej chłopak. 
- Słucham? - odwróciła się w jego stronę. 
- Oczy - powtórzył. - Nikt Ci nigdy nie powiedział, że są piękne? 
- Nie - zająknęła się zdezorientowana - możliwe, nie pamiętam - wzruszyła ramionami.
- Wszyscy chcą Cię tylko do łóżka - spojrzał na nią.
- A może Ty nie chcesz, co? - prychnęła cicho i złożyła ręce na piersi. 
- Ty to powiedziałaś - podniósł ręce, na wysokości swojej klatki piersiowej, w geście obronnym.
           Justin Bieber był pierwszą osobą, z którą rozmawiała dłużej. Czuła się przy nim dziwnie swobodnie. Ale przecież on i tak wszystko wiedział, więc co tu ukrywać? 
- Chodź ze mną - zaproponował, wykorzystując fakt, iż posiada coś, czego ona bardzo chce. 
- Nie możesz po prostu dać mi spokój? - zapytała spokojnie. 
- Czemu udajesz niedostępną, hm? 
- Niczego nigdy nie udawałam, nie udaję, ani udawać nie będę - wzruszyła ramionami, siadając z powrotem na łóżko. 
- Dochodzi północ - oznajmił, spoglądając na zegarek, wiszący na jasnej ścianie. 
- Nigdzie się stąd nie ruszam... - powtórnie złożyła ręce na piersi.
- Czy to obietnica? - Zaśmiał się, chowając dłonie do kieszeni.
-...Dopóki nie odzyskam dziennika - dokończyła.
- A kiedy powiem Ci, że nie odzyskasz go już nigdy. To co? - Zapytał - Zostaniesz tu ze mną na zawsze? - Był zbyt pewny siebie.
- Co mam zrobić, żeby go odzyskać? - Odpowiedziała pytaniem na pytanie. 
             Chłopak wyciągnął dłoń, ku niej. Spojrzała na nią i wstała, omijając go. 
- Dobrze. Tak więc... Gdzie idziemy? - zapytała, otwierając drzwi. 
- Niespodzianka - szepnął w jej włosy. 
              Oboje pokierowali się w stronę wyjścia z domu. 
- A gdzie Twoja siostra? I rodzice? - Zapytała, kiedy wyszli już na zewnątrz. 
- Pojechali do dziadków - przekręcił klucz w drzwiach, chowając go do kieszeni bluzy. 
- Nie martwią się o Ciebie? - Zapytał. 
- Kto? 
- No Twoi rodzice - spojrzał na nią, drapiąc się nerwowo po skroni. 
               Ponownie wzruszyła ramionami.
- Bo w dzienniku nic o nich nie ma - dokończył.
              Posłała mu mordercze spojrzenie, na co zaśmiał się cicho.
              Zimny, wiejący wiatr, przyprawił Alyson o dreszcze. Złożyła ręce na piersi, bardziej okrywając się kurtką. Chłopak widząc to, że dziewczyna marznie, zdjął bluzę i położył na jej barkach.
- Weź to - szepnęła. Chłopak nie zareagował tylko szedł dalej, w samym krótkim rękawku.
- Powiedziałam weź to - warknęła, rzucając bluzę na ziemie.
             Justin podniósł ją i otrzepał.
- Uparta jesteś - szepnął jej do ucha. Przewróciła oczami.
- Gdzie idziemy? - zapytała, ignorując jego wcześniejszą uwagę.
- Pytałaś już - zauważył. - Powiedziałem, że niespodzianka.
- Robisz to by się chwalić przed kolegami.
- Co?
- Szantażujesz mnie, bym gdzieś z Tobą poszła. A później będziesz opowiadał im, jak to sama Alyson Carter przyszła do Ciebie i takie tam - uniosła jedną brew ku górze, patrząc w jego stronę.
- Nawet o tym nie pomyślałem - uprzedził - nie wspomnę im nawet o tym słowa. Ale skoro nalegasz - zaśmiał się próbując rozładować napięcie.
- Czemu nigdy się nie uśmiechasz? - zapytał nagle.
- Czemu zadajesz tyle pytań? Czemu jesteś taki irytujący? Czemu ukradłeś mój dziennik i go przeczytałeś, chociaż dobrze wiesz, że nie powinieneś? Czemu mnie szantażujesz? Czemu nie dasz mi spokoju? - Pytała, idąc przed siebie, nawet nie patrząc w stronę chłopaka.
- Dobra, wygrałaś - mruknął.
             Kiedy znaleźli się obok dużego, oświetlonego budynku z napisem "Avon" chłopak przystanął i uśmiechnął się do siebie szeroko.
- Chodź - chwycił jej rękę, ale wyrwała się z jego uściska - jak można było się tego spodziewać.
             Szli na tyły budynku, gdzie znajdowały się duże, brązowe drzwi. Chłopak pociągnął mocniej za klamkę i uchylił je. Puścił Alyson pierwszą i wszedł tuż za nią.
             Justin ruszył schodami do góry a dziewczyna tuż za nim. Wtedy odzyskam dziennik - pocieszała samą siebie w myślach. Chłopak otworzył duże, szare drzwi i wszedł po trzech małych schodkach na górę. Alyson niepewnie zrobiła to samo, a drzwi zamknęły się za nią same, z głośnym hukiem. Dopiero teraz przypomniała sobie gdzie jest.
- Chodźmy stąd - poprosiła.
            Znajdowali się na dużym dachu ogromnego teatru. Wcale nie przypadkiem.
            Alyson kilka lat temu bywała często właśnie na tym dachu. Ze swoim bratem. Kochała siedzieć i patrzeć na gwiazdy. Najlepszy widok na całe miasto. Była wtedy pełna energii, była taka kochana, sympatyczna. Była wtedy taka zupełnie niewinna.
           Justin wyczytał to w jej dzienniku. I przyprowadził ją do tego miejsca. Choć nawet nie wiedział jak bardzo wolała go unikać.
- Powiedziałam coś - szepnęła, łamiącym się głosem.
- Spójrz na te gwiazdy... - Zignorował jej słowa i patrzył w niebo jak zahipnotyzowany. Lecz te gwiazdy i tak nie równały się z jej oczami.
- Dlaczego mi to robisz? - zapytała. Spojrzał w jej oczy. Lecz nie odpowiedział. Milczał cały czas.
           Alyson odwróciła się, zbiegając po niskich schodkach, szarpnęła za drzwi.
- Otwierajcie się! - warknęła. Ani drgnęły.
- Cholera - mruknęła cicho..
           Justin widząc, jak Alyson nie może poradzić sobie ze zwykłymi drzwiami, zaśmiał się.
- Zatrzasnęły się - warknęła zirytowana.
- Daj to - rozkazał. Odsunęła się o krok. Chłopak chwycił za klamkę i popchnął drzwi, które nawet się nie poruszyły.
- No... to pięknie. Już po nas.


od autorki: Dziękuję za tyle wejść. Akcja będzie się rozwijać szybko i rozdziały będą długie. CZYTASZ? KOMENTUJESZ.
Napisz po prostu zwykłe CZYTAM. Chcę wiedzieć dla kogo (oprócz siebie) to piszę.

@thankforlovato

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Two - Stop crying


     - Odstrzelę mu łeb, ani kroku dalej! - Zagroził mężczyzna. Alyson cofnęła się kilka kroków w tył i oparła się o brudną, zimną ścianę starego magazynu. 
     Grzywka opadła jej bezwładnie na spocone czoło a z oka spłynęła jedna, samotna łza. Otarła ją szybko i wpatrywała się w brata, który za wszelką cenę próbował wydostać się z uścisku uzbrojonego mężczyzny. 
- Jakieś ostatnie słowa? - zapytał i bardziej oplótł ręce wokół jego szyi. 
- Daj mi z nią porozmawiać, proszę - szepnął, łamiącym się głosem. 
     Brat dziewczyny był kompletnie bezradny. Nie wiedział czy bardziej bał się śmierci, czy raczej tego, że zostawia na tym świecie siostrę, która bez niego  może sobie nie poradzić. 
- Kończy Ci się czas. - oznajmił, szepcząc mu do ucha. - Tik tak, tik tak - zaśmiał się. 
- Alyson... Obiecaj mi, że się nigdy nie poddasz. Będziesz uparta, odporna. Przestań płakać! Bądź zawsze dzielna i silna. Bądź wolna, nigdy się nie załamuj. Zrób to dla mnie, dla mnie - powtarzał. Jego głos odbijał się od pustych, wyblakłych ścian i niczym dym z papierosa rozpływał się w powietrzu nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
- Tik tak - powtórzył mężczyzna.
- Nie rób jej nic! Zabij mnie, ale nie dotykaj mojej siostry. Mojej kochanej siostry.. - odnosił się do niego wręcz błagalnym tonem co wcześniej wydawało się być niemożliwe. Był zawsze stanowczy i miał w sobie bardzo dużo odwagi. Na każdym kroku pokazywał siostrze jakim to wytrwałym jest człowiekiem. Zawsze... Ale nie dzisiaj. Dzisiaj niemal płakał, niczym dziecko, które miało dostać swoją wymarzoną zabawkę ale rodzice po raz kolejny go zawiedli.
- Tik... - krzyknął.
     Kiedy brunetka już uchyliła usta by coś powiedzieć, zagłuszył ją dźwięk strzału wydobywający się z broni szatyna, prosto w głowę jej brata. - Tak - dokończył. 
     Martwe ciało Johna opadło na ziemie. Oprócz tego pozostała wielka kałuża czarnej jak smoła krwi i rozdzierające się serce dziewczyny. Nie krzyczała ani nie płakała.
     Właśnie odszedł człowiek, który nauczył ją żyć. Nauczył ją marzyć, uśmiechać się. Ale mimo to czuła, że to nie koniec. Że on wróci. Że będzie odwiedzał ją co noc, kiedy tylko spojrzy na ich wspólne zdjęcie, ozdobione w ramkę, którą dostała na swoje 13 urodziny. 
     Jej piękne, niczym brązowe kryształy oczy zgasły właśnie tej nocy. Już nigdy nie mogła patrzeć na świat jak wcześniej.
     Kiedy odzyskała władzę nad swoim ciałem i mogła twardo stanąć na swoich nogach - zaczęła biec. Zaczęła uciekać od tego chaosu, który stworzył jej brat. Chciała pozbyć się wszystkiego co dotyczyło tamtych miejsc i przeszłości. Usłyszała za sobą jeszcze kilka strzałów, które - jak się domyśliła - były skierowane w jej stronę.
     Udało jej się zbiec, uratowała swoje życie i być może, życie innych także? 

      - Cholera jasna. - Szepnęła do siebie po uniesieniu do góry ciężkich i zaspanych powiek. W pokoju panował półmrok.
     Spojrzała na zegarek, który wskazywał 5:30 i leniwie ziewnęła, opierając się na łokciach. 
- Dziś mijają dwa lata. Rozumiesz to? Charlie, mam tego dość... - Dziewczyna z głośnym westchnięciem ponownie opadła bezwładnie na poduszkę i szczelnie zakryła się kołdrą, kiedy usłyszała krzyk swojej matki z sypialni obok.

~&~
     - Justin! Justin wstawaj - mała, blond włosa dziewczynka szarpała chłopaka za rękę. 
Jej oczy były takie piękne, takie inne. Chciał je mieć, chciał je posiadać na własność. Nigdy nie widział niczego piękniejszego. Śnił tylko o nich, myślał tylko o nich. Mógłby oddać wszystko, tylko po to by zerknąć w nie jeszcze raz. Chociażby przelotnie, chociażby... Jej oczy...
     - JUUSTIN! - Krzyknęła dziewczynka, tupiąc nóżką o drewnianą podłogę. Justin szybko uniósł powieki, oddychając ciężko. 
- Mama Cię woła, zaraz spóźnisz się do szkoły. Wstań wreszcie. - Rozkazała blondynka. Chłopak usiadł na łóżku, przecierając oczy i ziewnął ociężale. 
- Już no - mruknął cicho. 
     Przez całą noc, pragnął by ogarnęła go senność, lecz na marne. Jeszcze nigdy nie nachodziły go tak dziwne myśli. Zasnął dopiero nad ranem, kiedy musiał już praktycznie wstawać. 
      Ziewnął jeszcze raz i wyszedł z pokoju, kierując się do kuchni.
- Wiesz co jest dzisiaj? - Zapytała jego matka na wstępie. 
- Hm? - spojrzał na nią zaspany. 
- Urodziny Jazzy - syknęła cicho, nie chcąc by mała blondynka, wchodząca do pomieszczenia usłyszała, by jej starszy, rodzony brat zapomniał o jej urodzinach. 
      Odwrócił się, wziął siostrę na ręce i posadził ją na krzesło. 
- Księżniczko - pocałował ją w czółko, na co cicho zachichotała. - Dziś zabieram Cię do zoo i na lody i na basen i do kina, i gdziekolwiek zechcesz. - Oznajmił, uśmiechając się do 6-latki. 
      Pokiwała twierdząco głową, wyraźnie zadowolona z propozycji brata. 
~&~

Przyśniłeś mi się po raz pierwszy. Akurat dziś. Dużo się zmieniło. Dwa lata, Johnie. Nieważne. Nawet nie płaczę, nie potrafię. Nic się nie stało. Nadal tu jestem. Wybaczam Ci. Wybaczam Ci wszystko - właśnie dziś. Musiałam po prostu do tego dojrzeć. Czasami nie mogę zasnąć. Boję się, że on powróci. A może nie żyje? Może Bóg ukarał go za te wszystkie błędy? Daj mi się uśmiechnąć, Johnie. Daj mi to, czego nigdy nie zaznałam. Tam z nieba. 
         Siedząc pod jednym z drzew znajdujących się koło szkolnego boiska, przymknęła delikatnie powieki i nasłuchiwała radosnego ćwierku ptaków. Odetchnęła głęboko, uśmiechają się do siebie.
Noc, spacer, serce, sumienie, myśli, oczy, oczy, oczy, uśmiech, życie, szczęście, płacz, oddech, sen. 
      Rozglądając się wokół, ujrzała znaną już twarz tego samego chłopaka.
      Justin przygląda jej się już dobre 20 minut, tracąc całą, długą przerwę miedzy lekcjami.
Czasami chcę iść tam do Ciebie, do góry. Mam takie chwile zwątpienia. Wolę już umierać, to na pewno mniej męczące niż ignorowanie tych wszystkich ludzi. Dziś się spotkamy. Przyjdę na cmentarz. Dawno mnie tak nie było, przepraszam. Nie wiem czy Katherine i Charlie tam będą, przykro mi.
         Zamknęła notatnik, położyła tuż obok siebie i odetchnęła głęboko wdychając rześkie powietrze. 
      Spojrzała na zegarek, uświadamiając sobie, że za chwilę będzie dzwonek, oznaczający kolejną lekcje a po niej jeszcze trzy dodatkowe. Wstała i szybko ruszyła w kierunku szkoły. 
      Gdy Justin odprowadził ją wzrokiem do środka budynku, podszedł bliżej drzewa, przy którym wcześniej siedziała Aly.
      Skupił swój wzrok na jednym przedmiocie. Tak to był dziennik Alyson Carter. Stety lub nie, ciekawość wzięła górę.
      Chwycił go do ręki i zaczął kartkować strony, czytając pojedyncze słowa i zdania.
      Strach... Zaczyna się wiosna, Johnie.... Pamiętasz, że miałeś mnie zabrać na wakacje? Spieprzyłeś... Przykro mi.... Dziś się spotkamy... Chciałabym czasami poczuć się jak kiedyś...Wybaczam Ci. Czemu wciąż mnie okłamywałeś? 
      Trzymając w rękach taką rzecz, nawet nie zdawał sobie sprawy ile ona znaczy dla dziewczyny. Kartkował dalej.
       Ale dzięki Tobie jestem silniejsza... Czas... Dom... Do zobaczenia kiedyś tam... Chcę się uśmiechnąć, Johnie... Oczy... Miłość? Przyjdę na cmentarz... Nie tęsknie... Twoja Aly...
       Rozglądnął się jeszcze wokół siebie, upewniając się czy nikt na niego nie patrzy i schował dziennik do małej kieszeni w czarnym plecaku.
       Być może popełnił błąd. Być może zaistniałą sytuacją otwiera nowy rozdział w swoim życiu i w życiu Alyson Carter, nie mając pewności czy ona tego chce.
~&~

      Po skończeniu dodatkowych lekcji, zupełnie nieświadoma niczego brunetka, wyszła ze szkoły później niż inni. 
      Słońce powoli zachodziło, a ona wolnym krokiem ruszyła w stronę starego parku. Znajdowało się tam miejsce - jej miejsce - które jako jedyne z miliona miejsc na świecie dawało jej spokój. Spokój, który tak bardzo kochała. Mogłaby przesiadywać tam wieczność, czekając na koniec swojego życia. 
      Kiedy już miała wejść w głąb parku, usłyszała przerażający krzyk.
      Cieniutki i piskliwy głosik dziecka przeszył jej całe ciało. 
      Szybko odwróciła się i gdy zobaczyła zapłakaną dziewczynkę, która była bliska własnej śmierci, ruszyła z miejsca i biegła w kierunku ruchliwej ulicy. 
      Usłyszała dźwięki klaksonów, lecz żaden z samochodów się nie zatrzymał.
      Ochroniła ją własnym ciałem, kiedy wylądowały na mokrym trawniku, tuż po tym, kiedy zeskoczyła z jezdni z małą blondynką na rękach. 
      Miała nikomu nie pomagać, nikomu miała nie współczuć, miała się w nic nie angażować. Miała być niezauważona.
- Justin, Justin... - krzyczała dziewczynka przez łzy. 
      Kiedy Alyson przyjrzała się jej dokładnie, upewniając się, że jest cała, przytuliła ją do siebie, uciszając. 
- Jazzy - usłyszała za sobą zachrypnięty, męski głos. 
      Justin podszedł do siostry i wziął ją na ręce, wzdychając ciężko, tak jakby wielki ciężar spadł z jego serca. Przytulił ją do swojej klatki piersiowej.
- Ty... - brunetka w końcu odważyła się odezwać, kiedy rozpoznała twarz chłopaka. 
- Ona... - zaczął - ona się zgubiła. Byliśmy w lodziarni, zamawiałem deser i ona zniknęła z mojego pola widzenia.. Ja.. - tłumaczył się drżącym głosem, jakby miał się zaraz rozpłakać.
      Blondynka już uspokojona, cicho łkała na jego ramieniu, wtulając się w jego szyję. 
- Boże, Jazzy - powtarzał brat, głaskając siostrę po włosach. 
      Alyson uratowała człowieka. Zrobiła to. Uratowała życie innej osoby. 
      W kącikach jej oczu, pojawiła się słona ciecz. Ale dziewczyna nie pozwoliła jej spłynąć po rozgrzanych policzkach.
      Zaczęła się cofać. Odeszła z tego miejsca, jakby nigdy nic. Jakby to co zrobiła przed chwilą była najzwyklejszą rzeczą na świecie. Ale muszę wam coś uświadomić. - Nie, to nie była najzwyklejsza rzecz na świecie. Nie w przypadku Alyson Carter. 
      Będąc już kilka przecznic dalej, zaczęła biec w kierunku cmentarza. 
      Przeszła przez wielką, brązową bramę, która oddzielała żywych od zmarłych.  
       Stanąwszy przed grobem brata, znów miała ochotę się rozkleić. 
       Przestań płakać! - usłyszała. Rozejrzała się wokół własnej osi, ale była tam kompletnie sama. 
       Bracie... 
~&~ 

       Po powrocie z ponurego cmentarza, otworzyła drzwi do domu i weszła w jego głąb. 
       Nigdy nie musiała się martwić tym, czy jest późno, czy wcześnie. Nie musiała się martwić czy rodzice akurat wyrażą zgodę na wyjście z domu. Nie musiała się martwić tym, czy dostanie kare. 
       Nie prowadziła trybu życia jak normalna nastolatka. I z pewnością nią nie była. 
       Gdy miała już wbiec po schodach do góry, usłyszała głośne chrząknięcie i odwróciła wzrok w stronę kanapy.
       Zmierzyła Justina od góry do dołu chłodnym spojrzeniem, zupełnie jak za pierwszym razem. I już chciała zapytać 'co on tutaj robi', ale dobrze wiedziała, że nie dowie się tego od swojej matki, która stała na przeciwko chłopaka. Obydwoje najwyraźniej niecierpliwie jej wyczekiwali. 
       Olewając Bieber'a, weszła po schodach, otworzyła drzwi od pokoju i z głośnym trzaśnięciem zamknęła je. 
       Chłopak nie czekając dłużej, pobiegł za nią.
- Alyson... - otworzył drzwi i wszedł do środka jej czterech, granatowych ścian. 
       Nigdy nikogo tu nie było. Nikogo poza samą nią i jej bratem. 
- Nie pozwoliłam Ci wejść - odparła szepcząc. 
       Zignorował jej uwagę i usiadł na jej kremowej pościeli, nie mając zamiaru wyjść. 
-  Nie zdążyłem Ci nawet podziękować - odezwał się, po której chwili ciszy. 
       Dziewczyna podeszła do dużego okna, wpatrując się w przestrzeń za szybą. 
- Z całego serca Ci dziękuję. Uratowałaś ją. Uratowałaś moją siostrę - uśmiechnął się lekko, nie zważając na to, iż dziewczyna nie odwzajemniła gestu, kiedy zauważyła jego uśmiech. 
        Znów zobaczył jej oczy... 
- Chodź ze mną. Gdziekolwiek - poprosił. - Chcę Ci tylko to wynagrodzić. Potem już nie będę wchodził Ci w drogę - zapewnił. - Wtedy John podaruje Ci to, czego tak bardzo pragniesz. Sprawi, że na twojej twarzy pojawi się uśmiech. 
        Powiedział to bez żadnego namysłu. Jakim lekkomyślnym trzeba być, by nie przemyśleć TAKICH słów? Automatycznie tego pożałował i wkopał sam siebie. 


od autorki: mogę zapewnić, że zaczyna się dziać. Dziękuję za tyle wejść i przepraszam, że musieliście czekać tak długo. Kolejny rozdział pojawi się zdecydowanie szybciej. Do napisania xx

@thankforlovato

niedziela, 7 kwietnia 2013

One - See you sometime

     Niechętnie przekroczyła próg szkoły. Nie lubiła tu przebywać. Wszędzie - tylko nie tu. Czuła na sobie wzrok co drugiej osoby, kiedy już nie co odważniejszym krokiem przemierzała kolejny korytarz. Znalazłszy się tuż obok swojej szafki, szybko ją otworzyła wyciągając podręczniki od geografii. Zamknęła granatowe drzwiczki, robiąc przy tym hałas i kolejny raz zwróciła na siebie nie małą uwagę. Niedbale wzruszyła ramionami i ponownie żwawym krokiem ruszyła przed siebie.
     Jej wzrok błąkał po znanych na pamięć już twarzach. Wszystkim rzucała obojętne spojrzenia. W pewnej chwili zatrzymała się na jednej, nieznajomej jej jak dotąd sylwetce chłopaka. Opierał się bokiem o ścianę i tak samo nie odwracał od niej oczu. Chłodno zmierzyła go wzrokiem, zaczynając od brązowych tęczówek, a kończąc na czarnych suprach za kostkę. Uniosła jedną brew ku górze, kiedy usłyszała, że towarzystwo nieznajomego bruneta przygląda się bacznie całej sytuacji podgwizdując cicho. Jednym, zgrabnym ruchem odwróciła się na pięcie i powędrowała w stronę sali. Dźwięk dzwonka rozbrzmiał w całym budynku.
    Wchodząc do klasy, usiadła w ostatniej ławce - jak to zawsze miała w zwyczaju - i mimo, że lekcja ledwo co się zaczęła, ona z niecierpliwością wyczekiwała jej końca. Siedząc tak i nerwowo stukając końcówką długopisu o ławkę, usłyszała, że ktoś otworzył drzwi i wszedł do środka. Wzrok z szyby przerzuciła na grupkę chłopaków, którzy rzucili nauczycielce przepraszające spojrzenia i weszli wgłąb pomieszczenia, siadając na swoich miejscach.
    Ponownie poczuła jego wzrok, przeszywający jej całe ciało. Przewróciła teatralnie oczami i powtórnie odwróciła głowę w stronę okna.
    Od kilku dni w Saskatoon w największym mieście Kanadyjskiej prowincji Saskatchewan panowała wiosna. Na twarzach ludzi oślepianych przez wczesne słońce częściej widniał uśmiech. Wszystko budziło się do życia, tylko ona czuła, że umiera. Z każdym dniem było coraz trudniej, ale to nie było teraz ważne. Cieszyła się swoją wolnością.
     W takie ciepłe dni jak ten nawet nie chciało się wracać do domu. Lecz z Alyson było tak, że ona nigdy nie chciała tam wracać. Nie czuła się tam bezpiecznie, czuła się obco. Była przyzwyczajona do swojego stabilnego życia, tylko czasami potrzebowała czegoś więcej. Ona nie była zagubiona, dobrze wiedziała czego chce. Ona niczego nie szukała, ona trwała. Z każdym nierównym oddechem, szybszym biciem serca - zawsze tu jest. I to nie było tak, że nie umiała kochać, tylko... Zapomniała jak się to robi.
     Kiedy pani Brian sprawdzała obecność uczniów, zatrzymała się przy nazwisku Bieber i zsuwając swoje okulary na czubek nosa rozejrzała się po klasie. Aly z zaciekawieniem zrobiła dokładnie to samo.
- Justin Bieber - powtórzyła nauczycielka - Nowy kolega w naszej klasie, jak miło - uśmiechnęła się do niego serdecznie, na co brunet odwzajemnił gest.
- Na pewno się tutaj szybko zaklimatyzujesz. - Zapewniła i wróciła do dalszego wyczytywania nazwisk.
   Gdy rzuciła nazwisko Carter, wszystkie pary oczy powędrowały w jej stronę. Potwierdziła swoją obecność krótkim 'jestem' nawet nie odrywając wzroku od panującego za oknem spokoju.
     Pozostałe cztery lekcje minęły zupełnie podobnie.
     Kiedy zegar wskazywał godzinę 12:00, wszyscy skierowali się w stronę stołówki. W czasie lunchu nikt nie był podzielony na jakieś beznadziejne grupy, jak to zawsze jest w amerykańskich filmach. Każdy siadał gdzie chce i z kim.
     Alyson po odebraniu tacy z frytkami i małą colą, ruszyła do pierwszego wolnego stolika. Wszędzie siedziała samotnie, zawsze wszystko robiła sama. Przez jej tajemniczość niektóre osoby nawet czasami bały się do niej podejść i zadać pytanie. Albo po prostu nie podchodziły bo znały odpowiedź? Carter nie potrzebowała towarzystwa.
     Tym czasem czwórka chłopaków siedzących na przeciwko brunetki przy okrągłym stole zawzięcie rozmawiała o odbywających się najbliższych meczach koszykówki.
Bieber co chwile zerkał na dziewczynę, mając nadzieję, że ich spojrzenia w końcu się spotkają. Westchnął cicho, odkładając butelkę wody na stół.
- No, Bieber - odezwał się Ryan i poklepał go po ramieniu - Jestem z ciebie dumny.
     Ten spojrzał na niego unosząc brwi.
- Sama Alyson Carter obdarzyła Cię półminutowym spojrzeniem, należy Ci się szacunek - oznajmił Christian, wskazując głową na Aly. Justin nadal nie za bardzo zrozumiał co w tym takiego nadzwyczajnego i wzruszył obojętnie ramionami.
- Nie gadaj, że Ci się nie podoba - szepnął Ryan, poruszając zabawnie brwiami.
- No dziwne bybyło, gdyby mi się nie podobała, nie? - zaśmiał się pod nosem.
- Nieosiągalna - powiedzieli jakby chórem. - Nawet na nią nie patrz - Ryan kiwnął przecząco głową.
     Nowi przyjaciele Justin'a mieli racje. Dziewczyna była obiektem westchnień wielu młodych mężczyzn. Mimo, że zdawała sobie z tego sprawę to i tak nie zwracała na to najmniejszej uwagi.
- Przecież nie może być tak źle. - Justin ponownie wzruszył ramionami. - Mi nie odmówi.
- Jesteś pewny? - Zapytał rozbawiony Ryan, na co Justin kiwnął lekko głową. - No to powodzenia. - Poklepał go po ramieniu w celu dodania otuchy. Chociaż dobrze, ale to BARDZO dobrze wiedział, że dziewczyna go wyśmieje. Każdy, albo conajmniej większa część chłopaków stąd doświadczyła tego samego.
     Justin ponownie skupił swoją uwagę na Aly, która już wstawała od swojego stoliku i kierowała się w stronę wyjścia. Wyminął dwa stoliki i podbiegł do drzwi wyjściowych.
- Cześć. - Rzucił na wstępie, dorównując kroku brunetce, która weszła na pusty korytarz.
     Alyson spojrzała na chłopaka unosząc jedną brew.
- Chciałem... - Urwał, kompletnie nie wiedząc co powiedzieć.
     Patrzył w jej oczy. Oczy w kolorze gorzkiej czekolady. Oczy zupełnie tajemnicze. Wpatrywał się w nie z coraz to większym zaangażowaniem i zorientował się, że nic nie można z nich wyczytać. Kompletna pustka, która sprawiła, że zapragnął mieć je na własność. Każdego dnia i każdej nocy. Oczy były tak piękne, że mógłby wpatrywać się w nie co wieczór i zapełniać tę pustkę.
- Ja tylko... - zaczął niepewnie. - Czy nie poszłabyś ze mną do kina dziś wieczorem? - zapytał szybko, widząc, że dziewczyna się niecierpliwi.
      Znów to samo - pomyślała. Westchnęła głośno z nieukrywaną irytacją.
- Oczywiście - zironizowała, przymrużając oczy.
- Mówisz poważnie? - Klatka piersiowa chłopaka uniosła się ku górze i szybko opadła jakby chciał ukryć swoją ekscytację.
      Dziewczyna zaśmiała się cicho i udawała, że bacznie się zastanawia nad swoją odpowiedzią.
- Nie. - Zmarszczyła brwi i przewróciła oczami. Skręciła w jakiś nieznany chłopakowi korytarz i pozostawiła go samego.


~&~
    Przecież obiecałeś, że będzie dobrze. Czemu wciąż mnie okłamywałeś? Mieliśmy odkrywać świat, łamać zasady. Mieliśmy się dobrze bawić, Johnie. A tym czasem odszedłeś i zostawiłeś mnie samą na pastwę losu. Nie załamuję się, ale mam do Ciebie żal. Dlaczego nigdy nie myślałeś o mnie? Ale dzięki Tobie i tak stałam się silniejsza i odporniejsza. 
Czas. Długo go już minęło. Cieszę się, że jestem taką jaką jestem. Jestem przede wszystkim sobą, tego chciałeś, prawda? Okej, dobra dość już tego. Czas wracać do domu. Sama nie wiem czemu go tak nazywam. Dom. 
Do zobaczenia kiedyś tam. 
    Zamknęła dziennik i włożyła go pomiędzy książkami do torby. Zeskoczyła z parapetu i podeszła do swojej szafki chowając do niej zeszyty. 
      ~&~

    Alyson zamknęła drzwi od domu i ściągnęła skórzaną kurtkę wieszając ją na wieszak. Szła przed siebie, prosto do marmurowych schodów. Po drodze usłyszała krzyki swoich rodziców, którzy kłócili się w salonie. Przystanęła obok nich i kiedy zauważyli jej obecności zamilkli, kompletnie zakłopotani. Carter nie mogąc poradzić sobie z niezręczną ciszą, powtórnie ruszyła przed siebie. Wchodząc do góry, zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
     Cisza. Cisza trwała w tym domu od prawie dwóch lat. Oprócz agresywnych wymian zdań pomiędzy jej rodzicami. Chociaż nawet ich tak nie nazywała. Żyli raczej jak współlokatorzy. Alyson nie odzywa się do nich od pogrzebu brata. Oni również milczą. Pewnie nawet zapomnieli jak ma na imię. Ale jej to nie przeszkadza. Ona nie darzyła swoich 'rodziców' jakimkolwiek uczuciem. Gdyby nie jej brat to nie odnalazłaby się tutaj. On jej wszystko pokazał, on ją wychował.
     Katherine i Charlie Carter - bo tak właśnie nazywali się jej rodzice - winili córkę za śmierć jej brata. Ona była przy niej i czasami nawet sądzą, że to ona mogłaby go zabić. Co było oczywiście absurdem. Nie mają na to dowodów, ale jednak i tak każde z nich myśli, że byłaby do tego zdolna. 15 latka, kochająca i szanująca swoje brata ponad wszystko byłaby wstanie popełnić coś takiego? Oczywiście, że nie. Oni nie znali prawdy, musieli się jej jedynie domyślać. Morderca nie został zweryfikowany. Nikt o nim nie wie, oprócz samej Aly i jej brata. Prawda o śmierci najbliższego jej człowieka, była tak bolesna, że już nigdy nie chciała do niej wraca. Nie chciała wracać do tamtej nocy, kiedy to wszystko się stało. Mimo, że czasami za nim tęskniła to i tak brnęła przez życie z podniesionym czołem. Omijała wszelkie przeszkody. Chciała tylko dotrwać do końca tego wszystkiego. Nie martwiła się prawie o nic. Jej wymarzone życie trwało jedynie w jej umyśle. Była sama, nie odzywała się prawie do nikogo - inni ludzie by dawno zwariowali odbierając sobie życie, prawda? Ona była zbyt silna. Alyson Carter nie była tchórzem. Samobójstwo było dla niej czymś poniżającym.
     Chwyciła do ręki dziennik.
Mam dziwne myśli. Jakby mi czegoś brakowało. Jakbym tonęła w tłumie tych wszystkich ludzi. Wiem, że jesteś gdzieś tam i mnie pilnujesz. Spraw bym mogła poczuć, że żyję. Choć jedną, krótką chwilę. Chcę się uśmiechnąć, Johnie. 
      Alyson dużo pisała. Pisała kilka razy dziennie wyrzucając na białą kartkę wszystko o czym myśli. Lubiła to robić, pomagało jej to. Było jedynym lekarstwem na bezradność, która czasami jej towarzyszyła. Była strasznie zniecierpliwiona i nie mogła doczekać się końca tego wszystkiego.
     Za wszelką cenę nie chciała się w nic angażować, nie chciała pomagać ani nikomu współczuć. Chciała się uwolnić od wiecznie milczących rodziców. Jeżeli miała już wieść życie, to bez nich. Chciała samotności. Chciała jej, bo tylko wtedy czuła, że jej brat nad nią czuwa. Był obok, kiedy była zupełnie sama. Wolała towarzystwo ducha. Wiedziała, że on chce dla niej dobrze.
     Lek, strach, oddech, oczy, powietrze, sumienie, serce, noc. Miłość
     Zanotowała i powtórnie zamknęła dziennik.

Od autorki: Musicie mi wybaczyć, początki są nieco trudne. W drugim rozdziale będzie już więcej dialogów. Musiałam wam tutaj wszystko rozpisać i wyjaśnić. OBIECUJĘ, że się rozkręci. Mam świetny plan na to opowiadanie. Jak widzicie nie jest tu za szczęśliwie. Będzie trochę lepiej i jeszcze trochę gorzej.


@thankforlovato

sobota, 6 kwietnia 2013

Prolog


     Mimo tej całej plątaniny, mimo samotności, która towarzyszy jej przez większość życia - ona się nie poddaje. Mimo, iż przestała wierzyć w lepsze jutro już dawno, ona nadal tu jest. Żyje, oddycha. 
     Spójrz na nią. Blada, nieskazitelna cera. Duże, czekoladowe tęczówki. Brązowe włosy kołyszące przez delikatny, wiosenny wiatr. 1,70m czystego skurwysyństwa. Była zmysłowo piękna. Ona była marzeniem. Nieosiągalnym celem dla wielu ludzi. Niewidzialny mur, jaki budowała przez lata wokół swojego serca jest niezniszczalny. Wielu już próbowało. 


                                                                                        naiw­ność zaw­sze kosztu­je najwięcej... 

       Żyje ze świadomością, że jest pragnieniem. Ale czy ją to obchodziło? Czy jest człowiek, który kiedykolwiek zrobił na niej wrażenie? - Pytania retoryczne. 
      Nie miała nikogo. Przebywała we własnym świecie. Jeżeli tam wejdziesz, jesteś skazany na śmierć. Złe siły zrzucają na Ciebie klątwe. Nie ma odwrotu, nie ma drogi powrotnej. Jest tylko jutro. 



                                          Mod­ne sta­je się życie w po­jedynkę. Sa­mot­ny człowiek nie jest już samotnym. 
 Jest sam ze sobą. 

     Popełnianie błędów boli, prawda? Ciebie na pewno tak. Ona tych błędów nie popełnia. Ona jest inna. Jest idealna. W tym wszystkim możesz się łatwo pogubić. Ale kto jak nie ona, pokaże Ci drogę do wymarzonego życia? Kto odpowie na wszystkie twoje pytania? Być może odpowiedź jest już blisko. Może znajduje się w pierwszym zdaniu, być może w ogóle jej tam nie ma? Nie masz pojęcia, ja też nie. Ona je ma. 
     Kiedy miała 15 lat straciła JEGO. Tym samym straciła wszystko. Był jej nadzieją, wiarą. Był jedyną osobą, którą szanowała. On jedyny ją przewyższał. On jedyny pokazał jej dobrą stronę tego świata. John. Jej brat dnia dzisiejszego miałby już 21 lat. Mieli plany na przyszłość. Tylko on tak na prawdę ją kochał, tylko on był dla niej oparciem. Jedna noc przekreśliła wszystko. Ale Alyson ma za silną psychikę, ona nie jest tchórzem. On nauczył ją żyć. Ale mimo to, nienawidzi go. Umarł z własnej głupoty. A ona widziała jego śmierć. Widziała śmierć własnego serca. Wszystko odeszło z nim tam do góry.  
     Ona jest labiryntem. Zagadką, której nie da się rozwiązać. A mówią, że nie ma rzeczy niemożliwych? Chcesz się przekonać? 




                                            Twoje serce będzie biło i pomagało bić mojemu.
Moje poranione serce, złamane zwątpieniem, przepełnione obawą do świata, do ludzi. 

Moje serce poskładasz w jedną mozaikę, przepełnioną wiarą i światłością bo przepełnione jest Tobą.

Każde z Twoich słów i gestów chowam w sercu, a one są jak gwiazdy na nieboskłonie - diamenty księżycowych nocy.  



Od autorki: Mamy prolog, który mam nadzieję zachęcił was do dalszego czytania. Niedługo już pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że ta opowieść was pochłonie.


@thankforlovato

Obserwatorzy