niedziela, 7 kwietnia 2013

One - See you sometime

     Niechętnie przekroczyła próg szkoły. Nie lubiła tu przebywać. Wszędzie - tylko nie tu. Czuła na sobie wzrok co drugiej osoby, kiedy już nie co odważniejszym krokiem przemierzała kolejny korytarz. Znalazłszy się tuż obok swojej szafki, szybko ją otworzyła wyciągając podręczniki od geografii. Zamknęła granatowe drzwiczki, robiąc przy tym hałas i kolejny raz zwróciła na siebie nie małą uwagę. Niedbale wzruszyła ramionami i ponownie żwawym krokiem ruszyła przed siebie.
     Jej wzrok błąkał po znanych na pamięć już twarzach. Wszystkim rzucała obojętne spojrzenia. W pewnej chwili zatrzymała się na jednej, nieznajomej jej jak dotąd sylwetce chłopaka. Opierał się bokiem o ścianę i tak samo nie odwracał od niej oczu. Chłodno zmierzyła go wzrokiem, zaczynając od brązowych tęczówek, a kończąc na czarnych suprach za kostkę. Uniosła jedną brew ku górze, kiedy usłyszała, że towarzystwo nieznajomego bruneta przygląda się bacznie całej sytuacji podgwizdując cicho. Jednym, zgrabnym ruchem odwróciła się na pięcie i powędrowała w stronę sali. Dźwięk dzwonka rozbrzmiał w całym budynku.
    Wchodząc do klasy, usiadła w ostatniej ławce - jak to zawsze miała w zwyczaju - i mimo, że lekcja ledwo co się zaczęła, ona z niecierpliwością wyczekiwała jej końca. Siedząc tak i nerwowo stukając końcówką długopisu o ławkę, usłyszała, że ktoś otworzył drzwi i wszedł do środka. Wzrok z szyby przerzuciła na grupkę chłopaków, którzy rzucili nauczycielce przepraszające spojrzenia i weszli wgłąb pomieszczenia, siadając na swoich miejscach.
    Ponownie poczuła jego wzrok, przeszywający jej całe ciało. Przewróciła teatralnie oczami i powtórnie odwróciła głowę w stronę okna.
    Od kilku dni w Saskatoon w największym mieście Kanadyjskiej prowincji Saskatchewan panowała wiosna. Na twarzach ludzi oślepianych przez wczesne słońce częściej widniał uśmiech. Wszystko budziło się do życia, tylko ona czuła, że umiera. Z każdym dniem było coraz trudniej, ale to nie było teraz ważne. Cieszyła się swoją wolnością.
     W takie ciepłe dni jak ten nawet nie chciało się wracać do domu. Lecz z Alyson było tak, że ona nigdy nie chciała tam wracać. Nie czuła się tam bezpiecznie, czuła się obco. Była przyzwyczajona do swojego stabilnego życia, tylko czasami potrzebowała czegoś więcej. Ona nie była zagubiona, dobrze wiedziała czego chce. Ona niczego nie szukała, ona trwała. Z każdym nierównym oddechem, szybszym biciem serca - zawsze tu jest. I to nie było tak, że nie umiała kochać, tylko... Zapomniała jak się to robi.
     Kiedy pani Brian sprawdzała obecność uczniów, zatrzymała się przy nazwisku Bieber i zsuwając swoje okulary na czubek nosa rozejrzała się po klasie. Aly z zaciekawieniem zrobiła dokładnie to samo.
- Justin Bieber - powtórzyła nauczycielka - Nowy kolega w naszej klasie, jak miło - uśmiechnęła się do niego serdecznie, na co brunet odwzajemnił gest.
- Na pewno się tutaj szybko zaklimatyzujesz. - Zapewniła i wróciła do dalszego wyczytywania nazwisk.
   Gdy rzuciła nazwisko Carter, wszystkie pary oczy powędrowały w jej stronę. Potwierdziła swoją obecność krótkim 'jestem' nawet nie odrywając wzroku od panującego za oknem spokoju.
     Pozostałe cztery lekcje minęły zupełnie podobnie.
     Kiedy zegar wskazywał godzinę 12:00, wszyscy skierowali się w stronę stołówki. W czasie lunchu nikt nie był podzielony na jakieś beznadziejne grupy, jak to zawsze jest w amerykańskich filmach. Każdy siadał gdzie chce i z kim.
     Alyson po odebraniu tacy z frytkami i małą colą, ruszyła do pierwszego wolnego stolika. Wszędzie siedziała samotnie, zawsze wszystko robiła sama. Przez jej tajemniczość niektóre osoby nawet czasami bały się do niej podejść i zadać pytanie. Albo po prostu nie podchodziły bo znały odpowiedź? Carter nie potrzebowała towarzystwa.
     Tym czasem czwórka chłopaków siedzących na przeciwko brunetki przy okrągłym stole zawzięcie rozmawiała o odbywających się najbliższych meczach koszykówki.
Bieber co chwile zerkał na dziewczynę, mając nadzieję, że ich spojrzenia w końcu się spotkają. Westchnął cicho, odkładając butelkę wody na stół.
- No, Bieber - odezwał się Ryan i poklepał go po ramieniu - Jestem z ciebie dumny.
     Ten spojrzał na niego unosząc brwi.
- Sama Alyson Carter obdarzyła Cię półminutowym spojrzeniem, należy Ci się szacunek - oznajmił Christian, wskazując głową na Aly. Justin nadal nie za bardzo zrozumiał co w tym takiego nadzwyczajnego i wzruszył obojętnie ramionami.
- Nie gadaj, że Ci się nie podoba - szepnął Ryan, poruszając zabawnie brwiami.
- No dziwne bybyło, gdyby mi się nie podobała, nie? - zaśmiał się pod nosem.
- Nieosiągalna - powiedzieli jakby chórem. - Nawet na nią nie patrz - Ryan kiwnął przecząco głową.
     Nowi przyjaciele Justin'a mieli racje. Dziewczyna była obiektem westchnień wielu młodych mężczyzn. Mimo, że zdawała sobie z tego sprawę to i tak nie zwracała na to najmniejszej uwagi.
- Przecież nie może być tak źle. - Justin ponownie wzruszył ramionami. - Mi nie odmówi.
- Jesteś pewny? - Zapytał rozbawiony Ryan, na co Justin kiwnął lekko głową. - No to powodzenia. - Poklepał go po ramieniu w celu dodania otuchy. Chociaż dobrze, ale to BARDZO dobrze wiedział, że dziewczyna go wyśmieje. Każdy, albo conajmniej większa część chłopaków stąd doświadczyła tego samego.
     Justin ponownie skupił swoją uwagę na Aly, która już wstawała od swojego stoliku i kierowała się w stronę wyjścia. Wyminął dwa stoliki i podbiegł do drzwi wyjściowych.
- Cześć. - Rzucił na wstępie, dorównując kroku brunetce, która weszła na pusty korytarz.
     Alyson spojrzała na chłopaka unosząc jedną brew.
- Chciałem... - Urwał, kompletnie nie wiedząc co powiedzieć.
     Patrzył w jej oczy. Oczy w kolorze gorzkiej czekolady. Oczy zupełnie tajemnicze. Wpatrywał się w nie z coraz to większym zaangażowaniem i zorientował się, że nic nie można z nich wyczytać. Kompletna pustka, która sprawiła, że zapragnął mieć je na własność. Każdego dnia i każdej nocy. Oczy były tak piękne, że mógłby wpatrywać się w nie co wieczór i zapełniać tę pustkę.
- Ja tylko... - zaczął niepewnie. - Czy nie poszłabyś ze mną do kina dziś wieczorem? - zapytał szybko, widząc, że dziewczyna się niecierpliwi.
      Znów to samo - pomyślała. Westchnęła głośno z nieukrywaną irytacją.
- Oczywiście - zironizowała, przymrużając oczy.
- Mówisz poważnie? - Klatka piersiowa chłopaka uniosła się ku górze i szybko opadła jakby chciał ukryć swoją ekscytację.
      Dziewczyna zaśmiała się cicho i udawała, że bacznie się zastanawia nad swoją odpowiedzią.
- Nie. - Zmarszczyła brwi i przewróciła oczami. Skręciła w jakiś nieznany chłopakowi korytarz i pozostawiła go samego.


~&~
    Przecież obiecałeś, że będzie dobrze. Czemu wciąż mnie okłamywałeś? Mieliśmy odkrywać świat, łamać zasady. Mieliśmy się dobrze bawić, Johnie. A tym czasem odszedłeś i zostawiłeś mnie samą na pastwę losu. Nie załamuję się, ale mam do Ciebie żal. Dlaczego nigdy nie myślałeś o mnie? Ale dzięki Tobie i tak stałam się silniejsza i odporniejsza. 
Czas. Długo go już minęło. Cieszę się, że jestem taką jaką jestem. Jestem przede wszystkim sobą, tego chciałeś, prawda? Okej, dobra dość już tego. Czas wracać do domu. Sama nie wiem czemu go tak nazywam. Dom. 
Do zobaczenia kiedyś tam. 
    Zamknęła dziennik i włożyła go pomiędzy książkami do torby. Zeskoczyła z parapetu i podeszła do swojej szafki chowając do niej zeszyty. 
      ~&~

    Alyson zamknęła drzwi od domu i ściągnęła skórzaną kurtkę wieszając ją na wieszak. Szła przed siebie, prosto do marmurowych schodów. Po drodze usłyszała krzyki swoich rodziców, którzy kłócili się w salonie. Przystanęła obok nich i kiedy zauważyli jej obecności zamilkli, kompletnie zakłopotani. Carter nie mogąc poradzić sobie z niezręczną ciszą, powtórnie ruszyła przed siebie. Wchodząc do góry, zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
     Cisza. Cisza trwała w tym domu od prawie dwóch lat. Oprócz agresywnych wymian zdań pomiędzy jej rodzicami. Chociaż nawet ich tak nie nazywała. Żyli raczej jak współlokatorzy. Alyson nie odzywa się do nich od pogrzebu brata. Oni również milczą. Pewnie nawet zapomnieli jak ma na imię. Ale jej to nie przeszkadza. Ona nie darzyła swoich 'rodziców' jakimkolwiek uczuciem. Gdyby nie jej brat to nie odnalazłaby się tutaj. On jej wszystko pokazał, on ją wychował.
     Katherine i Charlie Carter - bo tak właśnie nazywali się jej rodzice - winili córkę za śmierć jej brata. Ona była przy niej i czasami nawet sądzą, że to ona mogłaby go zabić. Co było oczywiście absurdem. Nie mają na to dowodów, ale jednak i tak każde z nich myśli, że byłaby do tego zdolna. 15 latka, kochająca i szanująca swoje brata ponad wszystko byłaby wstanie popełnić coś takiego? Oczywiście, że nie. Oni nie znali prawdy, musieli się jej jedynie domyślać. Morderca nie został zweryfikowany. Nikt o nim nie wie, oprócz samej Aly i jej brata. Prawda o śmierci najbliższego jej człowieka, była tak bolesna, że już nigdy nie chciała do niej wraca. Nie chciała wracać do tamtej nocy, kiedy to wszystko się stało. Mimo, że czasami za nim tęskniła to i tak brnęła przez życie z podniesionym czołem. Omijała wszelkie przeszkody. Chciała tylko dotrwać do końca tego wszystkiego. Nie martwiła się prawie o nic. Jej wymarzone życie trwało jedynie w jej umyśle. Była sama, nie odzywała się prawie do nikogo - inni ludzie by dawno zwariowali odbierając sobie życie, prawda? Ona była zbyt silna. Alyson Carter nie była tchórzem. Samobójstwo było dla niej czymś poniżającym.
     Chwyciła do ręki dziennik.
Mam dziwne myśli. Jakby mi czegoś brakowało. Jakbym tonęła w tłumie tych wszystkich ludzi. Wiem, że jesteś gdzieś tam i mnie pilnujesz. Spraw bym mogła poczuć, że żyję. Choć jedną, krótką chwilę. Chcę się uśmiechnąć, Johnie. 
      Alyson dużo pisała. Pisała kilka razy dziennie wyrzucając na białą kartkę wszystko o czym myśli. Lubiła to robić, pomagało jej to. Było jedynym lekarstwem na bezradność, która czasami jej towarzyszyła. Była strasznie zniecierpliwiona i nie mogła doczekać się końca tego wszystkiego.
     Za wszelką cenę nie chciała się w nic angażować, nie chciała pomagać ani nikomu współczuć. Chciała się uwolnić od wiecznie milczących rodziców. Jeżeli miała już wieść życie, to bez nich. Chciała samotności. Chciała jej, bo tylko wtedy czuła, że jej brat nad nią czuwa. Był obok, kiedy była zupełnie sama. Wolała towarzystwo ducha. Wiedziała, że on chce dla niej dobrze.
     Lek, strach, oddech, oczy, powietrze, sumienie, serce, noc. Miłość
     Zanotowała i powtórnie zamknęła dziennik.

Od autorki: Musicie mi wybaczyć, początki są nieco trudne. W drugim rozdziale będzie już więcej dialogów. Musiałam wam tutaj wszystko rozpisać i wyjaśnić. OBIECUJĘ, że się rozkręci. Mam świetny plan na to opowiadanie. Jak widzicie nie jest tu za szczęśliwie. Będzie trochę lepiej i jeszcze trochę gorzej.


@thankforlovato

22 komentarze:

  1. Boski ;) czekam na nastepny rozdzial <3;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Super się zapowiada. Świetnie to napisałaś. Oczywiście czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne, czekam na następny. ;* /- M.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie napisane ;* Czekam na następny <33 Pisz szybko proszę *_*

    OdpowiedzUsuń
  5. ŚWIETNE! Czekam na kolejny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  6. bardzo ciekawie.<3 Podoba mi się pomysł na opowiadanie :) Lubię takie czytać ;) <3
    Czekam na następny rozdział ;) <3

    @Michaelowax3

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem bardzo ciekawa kto zabił jej brata... Hmm ciekawe jak Bieber się do niej zbliży? To opowiadanie jest świetne! Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  8. śliczne takie smutne aż chce się płakać ale i chce się czytać chce się dowiedzieć co będzie dalej z tą dziewczyną *__*

    OdpowiedzUsuń
  9. nie mogę się doczekać <3

    OdpowiedzUsuń
  10. super rozdział ! czekam na następny :3

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny !
    Kocham <3
    Czekam na NN

    OdpowiedzUsuń
  12. Opowiadanie prze świetne, jak wszystko wychodzące spod Twojego pióra. Na początku trochę nie mogłam się przyzwyczaić do Justina, ale już pod koniec rozdziału jego obecność stała tam się taka zwykła, naturalna. Zwykły nastolatek nic więcej. Myślę, że to dobrze, skoro w opowiadaniu nie jest sławny. Moją opinię na temat Twojego stylu pisania itp. dobrze znasz, więc nim będę się powtarzać. Bardzo podoba mi się ten Twój melancholijny styl przemyśleń, głównie to przyciągnęło moją uwagę jeszcze na samym początku do Paige. Gdyby nie to może teraz nie czytałabym tego, a my byśmy się wcale nie poznały i nie polubiły? Tak, tak, to wszystko dzięki Tobie.
    Pozdrawiaw!
    ~ Twoja Lily

    OdpowiedzUsuń
  13. bardzo podoba mi się tajemniczość głównej bohaterki :) jest taka inna, zamknięta, samotna. jestem bardzo ciekawa, co będzie dalej. będę czytać :) one-last-hug.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale wcześniej nie chciało zapsać mojego komentarza.
    Rozdział świetny, tak jak każdy Twój wpis ;)
    Na pewno będę czytać kolejne i nie mogę doczekać się dalszego ciągu nie tylko tego bloga, ale i dwóch poprzednich ;)
    Pozdrawiam Ola ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. gdy pisała dziennik to samotna łza spłynęła po moim policzku ;c ale murze to przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo mi się podoba, czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ku*wa ! Sory za przekleństwo.. ;)
    Świetny *.*
    Podziwiam cię za to jak piszesz ;)
    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością i również zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Świetnie piszesz czekam na następny rozdział, też mam bloga bez-koloru.blogspot.com z góry dziękuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Jest mega *__*
    Zapraszam : http://1d-lovestory-liriwiki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. cześć. zapraszam cię na 2 rozdział na life-is-a-trap.blogspot.com. mam nadzieję, że nasze opowiadanie ci się spodoba, jeśli tak - zaobserwuj nas, wyraź szczerą opinię, pozdrawiam - amy

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy